środa, 23 listopada 2016

#5 Jak być bezpiecznym w sieci?

Dobry wieczór! Trochę mnie tu nie było, ale niestety obowiązki szkolne nie zawsze pozwalają na zepchnięcie się na bok i zajęcie czymś innym, na przykład notką na bloga. Dziś jednak postanowiłam wziąć się za kolejnego posta - dość prostego, być może oczywistego, ale dlaczego by nie przypomnieć czasem o rzeczach oczywistych? Dam Wam parę wskazówek, jak pozostać bezpiecznym w Internecie.



1. Po pierwsze, pamiętajmy, że w Internecie każdy może być kimś, kim tylko zechce. Czasem w młodszych latach robiło się takie żarty - wchodziło się na czat, podawało za kogoś innego i żartowało z osoby po drugiej stronie. Teraz pomyślmy, że może to działać w drugą stronę - że nasz rozmówca też może się pod kogoś podszywać. Dlatego nie należy przede wszystkim podawać swoich osobistych danych ani swojej rodziny osobom nowo poznanym, zwłaszcza jeśli są w tej kwestii nachalni!

2. Zdjęcia. Właściwie co w tym dziwnego, w Internecie znajduje się na pęczki zdjęć, każdy je wstawia. Ale zawsze przed udostępnieniem zdjęcia w sieci, należy zastanowić się, czy aby na pewno udostępniamy je bezpiecznie i bez konsekwencji. Jeśli wrzucamy zdjęcia na Facebook'a, warto zablokować swoją galerię dla nieznajomych, którzy mogą natrafić na nasz profil. W końcu nie wiemy, co inni mogą z nim zrobić, gdzie je rozpowszechniać, a także nie mamy pewności, że nie podszyje się pod nas.

3. Nie podawajmy również swoich haseł nawet zaufanym osobom. Hasło to rzecz osobista, prywatna i powinniśmy pilnować jej jak kluczy do domu bądź telefonu. Znowu rozważamy tu kwestię chociażby podszyć pod naszą osobę, a także uzyskania dostępu do naszych danych przez osoby niepowołane. Chyba nie chcemy, żeby ktoś brał kredyty na nasze nazwisko i odpowiedzialność, prawda?

4. Jeśli już o haśle mowa, ono również powinno pomagać nam w bezpieczeństwie, zatem ustawiajmy je przemyślanie. Jakie powinno być dobre hasło?

  • składać się z przynajmniej 8 znaków
  • zawierać duże i małe litery oraz cyfry i znaki specjalne (np. "_")
  • być nielogicznym ciągiem znaków (tzn. nie używamy słów, np. zuparomana, a lepiej HuaWzyTd
5. Zastanów się, zanim wrzucisz coś do sieci. Pamiętajmy, że co raz trafi do sieci, nigdy z niej nie znika, dlatego warto przemyśleć dokładnie, czy materiał, z którym chcemy się podzielić nie jest zbyt osobisty, intymny i czy powinien ujrzeć światło dzienne. Weźmy również pod uwagę to, że coraz częściej pracodawcy, którzy rozważają nasze zatrudnienie w swojej firmie, przeglądają portale społecznościowe i po prostu... nas stalkują, aby sprawdzić, czy nie zepsujemy dobrego wizerunku firmy ;).

6. Nie klikajmy w przypadkowe, podejrzane linki, nie udostępniajmy danych na podejrzanych, mało zaufanych stronach, gdyż na każdym kroku mogą dopaść nas hakerzy, którzy dzięki swoim programom, wirusom, mogą przejąć nie tylko nasze informacje udostępnione w sieci, ale także zawartość plików na komputerze. Zalecam więc instalowanie programów antywirusowych (np. AVG), czyszczących (np. CCleaner) oraz blokujących reklamy (np. Adblocker). Dobrze jest także aktualizować swój system, ponieważ większość z nas zapewne pracuje na Windowsach, które często wprowadzają zmiany bądź nowe wersje systemu, zaniedbując aktualizowanie starszych wersji (lepsze pole popisu dla hackerów).

Bądźmy uważni, nie lekkomyślni. Może wydawać się nam nieprawdopodobne, że akurat nas ktoś zechce oszukać, shakować, wykorzystać, ale niestety nie ma na to reguły - naiwność przyciągnie każdego.

niedziela, 13 listopada 2016

#4 Coś luźnego...

Ponieważ jutro poniedziałek, większość osób musi wstać do szkoły, do pracy, przeżyć kolejny ciężki tydzień, zostawiam tutaj dawkę motywujących cytatów na lepszego kopa do jutrzejszej porażki!


























piątek, 11 listopada 2016

#3 Przepisy #1: Tradycyjna pizza bez drożdży



 Z natury jestem człowiekiem, który zwykle szybko się nudzi, jeśli coś trwa zbyt długo i muszę przyznać, że pomimo iż lubię gotować, nie uśmiecha mi się zbyt długie spędzanie czasu w kuchni. Dlatego też znalazłam przepis na szybką, domową pizzę bez drożdży, co oczywiście skraca czas przygotowania, gdyż nie musimy czekać na wyrośnięcie drożdży. Ciasto wychodzi naprawdę pyszne, a w dodatku jest sytne i się nie nudzi.

Składniki 

Na ciasto:

  • 2 szklanki mąki
  • 3/4 szklanki szklanki mleka
  • 1/3 szklanki oleju roślinnego
  • dwie płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
  • płaska łyżeczka cukru
  • płaska łyżeczka soli
  • jedna łyżeczka bazylii
Na posmarowanie ciasta:
  • ząbek czosnku
  • ok. 2-3 łyżeczek koncentratu pomidorowego lub ketchupu
  • płaska łyżeczka oregano

Przygotowanie
Mąkę, proszek do pieczenia, sól i bazylię mieszamy w misce. W szklance mleka rozpuszczamy cukier, dolewamy do suchych składników, następnie dodajemy olej. Zagniatamy ciasto. W oryginalnym przepisie szacowany czas wyrabiania ciasta to 15 min, jednak osobiście nie trzymam się tej procedury, a ciasto wychodzi równie smaczne. 

Rozwałkowujemy ciasto i wykładamy je na blasze (okrągłej lub prostokątnej, bez różnicy). Jeśli nie chcemy bawić się w rozwałkowywanie ciasta, możemy rozprowadzić je ręcznie na blasze. Wystarczy polać nieco oleju na papier do pieczenia oraz wysmarować nim ciasto. Następnie ciasto kładziemy na blasze i dłońmi rozprowadzamy do rogów brytfanki. Pamiętajmy, aby nie zrobić ciasta zbyt cienkiego - powinno mieć przynajmniej 1 cm grubości.

Do kubka wrzucamy koncentrat pomidorowy lub ketchup - koncentrat sprawi, że ciasto będzie kwaśniejsze, ketchup natomiast jest słodszy. Siekamy i gnieciemy ząbek czosnku tak, aby kawałki nie były wyczuwalne podczas jedzenia. Dodajemy do koncentratu/ketchupu, dosypujemy oregano lub inne przyprawy wedle uznania. Dokładnie mieszamy.

Smarujemy ciasto przygotowaną masą, powinna ona zakrywać dokładnie ciasto, ale jednak nie być zbyt grubą warstwą. 

Polecam tak przygotowane ciasto nieco podpiec, kiedy od spodu będzie nieco zarumienione, wyjąć, nałożyć składniki. Może to być wędlina, pieczarki, wedle uznania. Na wierzch kładziemy ser i pieczemy pizzę do rozpuszczenia sera (kilka-kilkanaście minut). Nie podaję dokładnego czasu, ponieważ w każdym piekarniku może to wyglądać inaczej. Jednak w rozgrzanym piekarniku, pizza może upiec się w ciągu 5 minut. 

Stan ciasta warto sprawdzać od spodu, patrząc na kolor, a także po bokach. Sposób z zapałką może zawieść ze względu na liczne składniki na wierzchu. 

Gotową pizzę polewamy ketchupem. Smacznego!

#2 Recenzja książki #1: Harry Potter i przeklęte dziecko

"Harry Potter nigdy nie miał łatwego życia, a tym bardziej teraz, gdy jest przepracowanym urzędnikiem Ministerstwa Magii, mężem oraz ojcem trójki dzieci w wieku szkolnym.
Podczas gdy Harry zmaga się z natrętnie powracającymi widmami przeszłości, jego najmłodszy syn Albus musi zmierzyć się z rodzinnym dziedzictwem, które nigdy nie było jego własnym wyborem. Gdy przyszłość zaczyna złowróżbnie przypominać przeszłość, ojciec i syn muszą stawić czoło niewygodnej prawdzie: że ciemność nadchodzi czasem z zupełnie niespodziewanej strony." - opis z lubimyczytac.pl

ZAWIERA DROBNE SPOILERY 

 Jako iż jestem typem osoby niechętnie zgadzającej się na zmiany, prawdę mówiąc dosyć sceptycznie podeszłam już do samego pomysłu wydania kolejnej części przygód Chłopca, Który Przeżył. A dlaczego? Ponieważ seria Harryego Pottera kojarzy mi się z tym 11-letnim chłopcem, który z roku na rok dorastał, dojrzewał, zmagał się z kolejnymi pomysłami Voldemorta i dążył do uratowania przed nim świata. Żadną niespodzianką nie jest oczywiście to, że "Przeklęte dziecko" opowiadać będzie o losach następnego pokolenia i to sprawia, że jako mocno przywiązany do trójki przyjaciół potterhead, czułam się nieswojo, czytając taką wersję przygód w magicznym świecie. Z drugiej jednak strony miło było znów trzymać w dłoniach dzieło m.in. J.K. Rowling i widzieć na okładce ten budzący we mnie fascynację napis "Harry Potter". Kolejną wadą, jaką mogę wymienić w ogólnej ocenie książki, jest jej forma. Harry Potter dramatem? Kompletnie mi to do siebie nie pasuje. Magia oraz sama historia Pottera jest tak bogata i piękna, że aż szkoda jest pisać ją w formie praktycznie samych dialogów czy monologowych i powierzchownych tylko opisów scenerii czy zachowań.

 Sama fabuła nie jest zła. Ciekawe oderwanie od codzienności Harryego Pottera, wykorzystanie zmieniacza czasu, który w serii siedmiu ksiąg miał swoje pięć minut w "Więźniu Azkabanu" i przybliżył co nieco swoje działanie oraz konsekwencje użycia. W "Przeklętym dziecku" nie dostajemy jednak rozwinięcia do tego, co już nam znane, uczestniczymy jednak w ciekawych historiach i alternatywie innych rzeczywistości. Dostajemy również nauczkę, dlaczego nie warto igrać z czasem i jak wiele zamętu może przynieść chociażby drobna zmiana. Ile razy powtarzaliście zdanie "Gdybym mógł cofnąć czas..."? A czy zastanawialiście się kiedykolwiek obiektywnie nad konsekwencjami, jakie mogłoby to przynieść? Co by się zmieniło, co byście stracili w zamian za zyskanie tego, czego tak bardzo żałujecie? Na przykładzie dwóch chłopców jasno i wyraźnie jest pokazane, do czego może to doprowadzić i uświadamia nas w tym, że wszyscy jesteśmy kowalami swojego własnego losu. Życie jest kołem fortuny, które raz daje nam szczęście, a raz cierpienie, ale nic na świecie nie jest bez znaczenia. Problemy, ludzie, których spotykamy na swojej ścieżce życiowej, decyzje, które podejmujemy dzień w dzień, budują naszą przyszłość, budują przyszłość całego świata, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje nam się to absurdalne. Do takich właśnie wniosków doszłam, czytając tę powieść.

 Jednak czegoś mi tu brakowało. Brakowało mi tej cząstki Rowling, którą autorka podzieliła się z nami w swojej serii. Brakowało mi opisów emocji, które trafnie oddałyby to, co czuli bohaterowie i pozwoliły wczuć się wspólnie z nimi w zaistniałe sytuacje. A przede wszystkim brakowało mi wszelkich złotych myśli, którymi niegdyś Rowling darzyła nas niemal w każdym rozdziale. Być może odnoszę wrażenie, iż dramat ten jest okrojony z wszelkich emocji i napisany wręcz obcesowo, zbyt ogólnie, ponieważ nie potrafię pogodzić się z formą powieści i zbyt bardzo przywiązałam się do prozy tych historii, jednak czy nie taki właśnie powinien być Harry Potter? Pełen opisów, emocji, powodujący, że chwila staje się wiecznością, zapiera dech w naszych piersiach? Przypomnijmy sobie śmierć Dumbledore'a. Czymże by była bez barwnego opisu sytuacji przepełnionego refleksjami. Czymże by była, gdyby napisano ją w ten sposób: "Snape celuje różdżką w stronę Dumbledore'a. Strumień zielonego światła uderza w starca. Dumbledore natychmiast ginie,"? Właśnie dlatego twierdzę, że Harry Potter posiada tak głęboką i piękną historię, która zasługuje na trochę więcej niż kilka prostych zdań, niezależnie jaka sytuacja właśnie się rozgrywa. Być może teraz za bardzo się przyczepię, ale również rozmowy nie były zbyt bogate, wręcz codzienne i na naprawdę niskim poziomie. Wielosokowany w Rona Scorpius rzucający Hermionie propozycję "zrobienia sobie kolejnego dziecka" przebił chyba wszystko i na pewno zapadnie mi w pamięć jako negatywne wspomnienie. Również samo przedstawienie postaci nie było zbyt trafne. Po pierwsze - wyolbrzymienie czy nieudolne naśladowanie cech postaci. Ronald Weasley znany jest nam z nieco komicznego usposobienia, jednak oprócz tego był także inteligentnym i mądrym mężczyzną. W "Przeklętym dziecku" zupełnie o tym zapomniano. Przyzwyczajeni do przyglądania się nastolatkom z odpowiednimi dla ich wieku problemami, możemy poczuć się nieco skonsternowani, kiedy w nowej powieści spotykamy się z problemami rodzicielskimi czy małżeńskimi ulubionych bohaterów.

 Ogólnie rzecz biorąc, "Harry Potter i przeklęte dziecko" nie zachwycił, ale również kompletnie nie rozczarował. Pomysł na fabułę całkiem ciekawy, z tym, że nie równa się ona poprzedniej twórczości Rowling. Plus za nieprzewidziane zwroty akcji, a przynajmniej jeden, jednak mimo wszystko książka ta nie trafi do kolekcji moich ulubionych, mimo iż powiązana jest z Harrym Potterem i magicznym światem. Być może o to właśnie chodzi w upodobaniach - nie wystarczy napisać historii o magii i zawrzeć w niej ulubionych bohaterów ludzkości. To książka sama z siebie ma przyciągać czytelnika, ma dawać coś od siebie i sprawić, że na długo zapadnie w pamięć.

wtorek, 8 listopada 2016

#1 Recenzja filmu #1: "Victoria"

"Młoda dziewczyna opuszcza klub i dołącza do czterech nowo poznanych mężczyzn. Ich nocna eskapada po mieście przybiera nieoczekiwany zwrot." - opis z Filmweb.

 Film "Victoria" reżyserii Sebastiana Schippera jest to dramat kryminalny produkcji niemieckiej, który światło dzienne ujrzał 7 lutego 2015r. na świecie, a więc stosunkowo niedawno. Pokazuje on losy Victorii, dziewczyny, która przybyła do Niemiec z Madrytu, a właściwie jedną, pełną niespodziewanych zdarzeń i zwrotów akcji noc w berlińskiej dzielnicy. Z pozoru przelotna, niewinna znajomość z osiedlowymi tubylcami zamienia się w pełną niespodzianek i strachu intrygę.

 Na co warto zwrócić uwagę? Na pewno na fakt, iż kamera została włączona o godzinie 4:30 i wyłączona o 6:45. Przez dwie godziny obserwujemy nieustannie losy głównej bohaterki, możemy również poczuć się tak, jakbyśmy byli na tej berlińskiej ulicy, razem z nią, z Victorią, wspólnie przeżywając kolejne zdarzenia i dzieląc z nią odczucia. Gra aktorska na wysokim poziomie - naprawdę ciężko jest odegrać przed kamerą zupełną codzienność i naturalność, a w dodatku nie mając szans na poprawkę w razie pomyłki, otóż kamera pracuje cały czas. Warto zatem przypatrzeć się uważnie roli, jaką odgrywają bohaterowie, jak sprawnie oddają emocje i jak świetnie radzą sobie aktorzy z tym trudnym wyzwaniem. Przyjemnie również słuchało się tutaj rozmów: proste, angielskie zwroty, czasem z wplecionymi niemieckimi rozmówkami, a dla miłośników języków zaznajomionych również z niemieckim, jest to także przydatny sprawdzian swoich słuchowych umiejętności. Projekcja przez cały czas trzyma w napięciu i sprawia, że jeśli nie wybiliśmy się z rytmu, z każdą następną minutą wzmagać się w nas będzie ciekawość i pragnienie łaknienia kolejnych wydarzeń. Pomimo iż są one do przewidzenia, to jednak do końca zastanawiamy się, jak też reżyser je rozegrał.

 Jeśli chodzi o to, co w filmie mi się nie podobało, to niestety sama postać Victorii. Nie jestem zwolennikiem przelotnych, przypadkowych znajomości, nocnych klubów i innych tego typu rzeczy, zapewne dlatego właśnie tak bardzo nie spodobała mi się postawa Victorii, która z nowo poznanymi mężczyznami, znając jedynie ich imiona, zgodziła się na nocną wycieczkę. Nie jest to dobry przykład dla młodzieży - gdzie tu myśl o własnym bezpieczeństwie, o konsekwencjach? Być może Victoria posiada na to jakieś usprawiedliwienie - sama w wielkim mieście zapragnęła oderwać się od rutyny, codzienności, poznać kogoś nowego, dać się porwać chwili. Konsekwencje tego wyboru pokazywane są na bieżąco wraz z kolejnymi zdarzeniami, które dają do myślenia.

 Szczerze mówiąc, oglądałam ten film tylko jeden raz i nie dostrzegłam w nim żadnych błędów. Być może jakieś są, jednak je pozostawiam wam do głębszej analizy. Śmiało mogę powiedzieć, że według mnie, "Victoria" jest jednym z najlepszych filmów, jakie przyszło mi oglądać i gorąco polecam do zapoznania się z nim, nawet jeśli nie z zainteresowania, to z ciekawości - w końcu film bez poprawek, z kamerą nagrywającą ciągle przez dwie godziny, to nie lada wyzwanie.

sobota, 5 listopada 2016

Od czego tu zacząć...

 Siedząc w łóżku, popijając herbatę i rozmyślając nad życiem, wpadł mi do głowy pomysł, aby stworzyć bloga. Tylko o czym? Przejrzanych mnóstwo blogów, przeczytanych porad, inspiracji, a wszystko po to by, dojść do... Niczego? Niczego w niedokładnym tego słowa znaczeniu. Otóż pomyślałam, że właściwie czemu by nie stworzyć bloga o wszystkim i o niczym? Trochę lifestyle'owy, trochę tematyczny, subiektywny, obiektywny, całkiem przydatny, ale i tylko do poczytania. Sami tworzymy swoje historie. Sami rozwijamy swoje pasje. Sami znajdujemy inspiracje i przekształcamy je w cele. Zapraszam na całkiem zwykłego bloga.